Wspomnienia mieszkańców
Targoszów, jak każda miejscowość w
regionie, zmienił się bardzo na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu
lat. Dziś gdy otoczeni jesteśmy dobrodziejstwami cywilizacyjnymi warto
przypomnieć sobie jak wyglądało życie w nie tak odległej przeszłości.
Starsi mieszkańcy dawne czasy wspominają z pewnym rozrzewnieniem. Było
ciężko, ale ludzie byli bardziej otwarci, weselsi i nikomu nie
spieszyło się tak do wszystkiego jak dziś. A jak wyglądał dawniej
Targoszów? Zobaczmy co powiedzieli nasi rozmówcy.
Targoszów przed wojną
Przed wojną życie dobrze wyglądało. Ludzie nie
przejmowali się tym, że nie było stałej pracy i pieniędzy. Życie
toczyło się według rytmu przyrody, a zajęcia wykonywane przez
mieszkańców były związane z porami roku. Jeśli potrzebne
były pieniądze miejscowi zbierali w lasach borówki, maliny,
grzyby, a ze zbiorem udawano się na targ do Andrychowa lub Wadowic. By
dotrzeć na miejsce odpowiednio wcześnie, wstawano jeszcze w nocy gdy
ćma była(świt) i przez Leskowiec wędrowano z zebranym runem, niosąc go
na plecach. By zarobić pieniądze niektórzy mieszkańcy
pomagali w pracach domowych. Za dzień pracy można było zarobić 1 zł.
Pomoc przy żniwach, które wyglądały zupełnie inaczej niż
dziś, wyceniana była na 2 zł. Za złotówkę można było
wówczas kupić pół chleba, 20 dag cukru i
pół dag herbaty.
Praca w polu zajmowała pokaźną część życia niemal
każdego Targoszowianina. Co wyhodowano, czy zebrano z pola, było
głównym składnikiem pożywienia. Znalazło to swoje
odzwierciedlenie w lokalnej kuchni. Cokolwiek by napisać o dawnym
rolnictwie, najważniejsze jest to, że żywność była zdrowsza niż dziś.
Ludzie nie stosowali nawozów sztucznych, a pola nawożone
były obornikiem, wywożonym tam zwykle latem i zimą. Na tak nawożonych
polach bardzo dobrze rodziły się ziemniaki. Co ważne, pola nie były
pustoszone tak jak obecnie przez zwierzęta leśne: dziki, sarny czy
zające. By użyźnić pola siano również koniczynę,
którą koszono dla bydła, a w następnym roku na takim polu
zazwyczaj pojawiał się owies. W tym ostatnim gustowały przede wszystkim
konie, których w Targoszowie wiele było, służyły bowiem jako
siła pociągowa w polu i w lesie. Skoszone i wysuszone zboże
młócone było w tzw. korbli. By wymłócić średniej
wielkości pole kręcić korblą trzeba było półtora dnia. Od
wysokości zbiorów i możliwości ich przechowywania zależało
czy na przednówku garnki będą świecić pustkami, dlatego też
pracę traktowano bardzo poważnie, a zbiory z szacunkiem.
Zimą oczywiście w polu nie pracowano, za to niemal
każda gospodyni skubała pierze na poduszki i kołdry. Często przy blasku
świec czy lamp naftowych w jednym z domów spotykały się
gospodynie i skubały pierze opowiadając przy tym różne
historie, śpiewając piosenki i ludowe przyśpiewki. Było przy tym pełno
śmiechu i zabawy. Z lnianych nici wyrabiano płótno, z
którego szyto koszule, będące podstawowym ubiorem, czy to do
pracy w polu, czy też w dzień wolny od pracy.
Więź pomiędzy mieszkańcami widoczna była nie tylko
przy pierzu. Gdy wypadało jakieś ze świąt to ludzie spotykali się ze
sobą. Kobiety piekły z tej okazji ciasta, jedna drugiej zanosiła,
ludzie chętnie się wówczas odwiedzali. Jedni piekli ciasta,
drudzy chleb lub bułki. Upieczony w piecu żytni chleb i bułki -
roznoszono po domach. Bułki zwykle dawano dzieciom. Mieszkańcy
wzajemnie traktowali się bardzo przyjaźnie. Każdy pracował na swoim
polu, ale jak trzeba było pomóc, to ludzie wzajemnie się
wspomagali. Ci, którzy nie mieli własnego pola, lub mieli go
mało, za pomoc przy pracach rolniczych dostawali np. ziemniaki.
W Targoszowie nie pracowano wyłącznie na roli. Las
będący tu wielkim bogactwem był również źródłem
utrzymania. Chłopy nie patrzyły stajni tylko baby, a mężczyźni szli do
lasu po drzewo, dzięki któremu można było zarobić Drzewa
podcinano ręcznymi piłami i siekierami, a obrobione furmani zawozili do
tartaku w Suchej. Drewno służyło oczywiście jako opał, ale wykonywano
również z niego wiaderka, cebrzyki i beczki, a także inne
drobne przedmioty. Te podobnie jak leśne runo sprzedawano na targach.
Zimą niejeden gospodarz siedział na tzw. dziadku wyrabiając drewniane
przedmioty.
Podobnie jak w innych górskich
miejscowościach, również z Targoszowa kilka osób
wyjechało za chlebem do Francji lub Ameryki.
Domy budowane były z drewna. Gospodarz,
który przymierzał się do budowy domu zbierał drzewo na kupę.
Jak wystarczająca ilość drewna była już zebrana, a gospodarz mniej
więcej wiedział, że będzie dom stał, cieśle zaczynali wyciosywanie.
Pracę rozpoczynano na ogół wiosną i konieczne było
ukończenie jej przed nadejściem zimy. Praca była ciężka, bowiem całość
prac wykonywana była siekierami. Nie było wówczas hebli.
Ściany takiego domu były grube i dobrze trzymały ciepło zimą.
Mieszkańcy sami sobie budowali domy, oczywiście ci, którzy
umieli ciosać drzewo i odpowiednio je składać, by w efekcie
mógł stanąć dom. W każdym domu wystawiano kamienny i
otynkowany piec. Niekiedy również na takich piecach spano. Z
pieca kuchennego ogrzewany był pokój - izba. Na krokwiach w
głównej izbie była wyryta data, kiedy dom został poświęcony,
a często umieszczano jeszcze napis: "Święty Florianie broń od ognia".
Zazwyczaj dom był połączony z oborą. Były domy, w których
prosto z kuchni wchodziło się do stajni. Standardowo mieszkanie
składało się z kuchni, sieni, izby i stajni, która bywała
utrapieniem, zwłaszcza latem, bowiem ile much było w stajni, tyle i w
kuchni.
W domach odbywały się wszystkie ważne uroczystości
rodzinne. Wesela wyglądały zupełnie inaczej niż te
współczesne. Gdy ktoś wyprawiał wesele to wszyscy sąsiedzi
znosili jajka, ser, masło i inne produkty potrzebne na przyjście.
Gospodarz zwykle kupował piwo, a gospodyni piekła ciasta. Zabijano
chowaną na tę okazję świnię ewentualnie kupowano mięso, gotowano
kapustę i rosół. Wszystkie potrawy podawano po kolei, a
później rozpoczynały się tańce i śpiewy przy zebranej na
wesele orkiestrze. Zebranej, bo kto umiał grać i jakiś instrument
posiadał, na ogół wchodził w skład takiej orkiestry.
Wieczorne menu wypełniały domowe wypieki. A co z weselną
wódką? Wódka była, ale nie zawsze. Czasem
gospodarz upędził bimbru, ale domowe trunki nie były preferowane ze
względu na możliwe zatrucie. Kto umiał to pędził. Wódki
raczej nie kupowano, bo nie była tania, a były ważniejsze wydatki -
owies dla konia, ubrania. Śluby odbywały się w kościele w Krzeszowie, a
trasę z Targoszowa i z powrotem pokonywano oczywiście furmankami.
Chrzciny miały skromny charakter. Były to przyjęcia
przy cieście dla najbliższej rodziny i chrzestnych. Dziecko nie
otrzymywało prezentów tak jak dziś. Na koniec spotkania
dziękowano chrzestnym za trzymanie dziecka do chrztu.
Komunia posiadała wyłącznie charakter religijny i nie
organizowano z tej okazji żadnych przyjęć. Dzieci przygotowywały się do
tej uroczystości m.in. chodząc wraz z nauczycielką w dni robocze do
spowiedzi i nauki do Krzeszowa. W ramach przygotowań śpiewano
również pieśni.
Życie dzieci znacząco odbiegało od tego, jakie mają
pociechy w dzisiejszych czasach. Po powrocie ze szkoły dzieci zajmowały
się pasieniem krów, czy też pomagały rodzicom w polu. By
zarobić na książki, z których mogłyby się uczyć w szkole
przygotowywały przedstawienia. W wolnym czasie chodziły na
próby, a w niedziele odgrywały przedstawienia. Zarobione
pieniądze były przeznaczane na książki, a dopiero ewentualna nadwyżka
mogła być wydana na inne rzeczy. Jak wybudowany został budynek szkoły
to dzieci uczęszczały do niego. Wcześniej uczono po domach. Dzieci
uczyły się od listopada do kwietnia, od rana do wieczora. Pozostałe
miesiące nie były wakacjami lecz przeznaczone były na pracę w polu lub
w lesie. Dzieci było dużo, wiele więcej niż dziś. Wszystkiego musiała
nauczyć jedna nauczycielka.
Choć ludzie byli bardzo religijni, czego wyrazem są
choćby przydrożne kapliczki, to nie obywało się bez kłótni i
sporów wśród mieszkańców. A o co się
spierano? A choćby o przysłowiową miedzę. Dawniej uprawiano dosłownie
każdy kawałek ziemi, a miedze oddzielające pola były wykaszane przez
właścicieli pola. O to, którego gospodarza była miedza
kłócono się najczęściej.
Przedwojenny Targoszów często był
odwiedzany przez letników. Większość z gości wędrowała na
Leskowiec, a wycieczki były najczęściej jednodniowe. W świeżo
wybudowanym schronisku nie nocowano. Turyści nocowali u gospodarzy po
domach, a zwykle po jednej nocy wyjeżdżali. Poza Leskowcem ciekawość
przyjezdnych wzbudzało źródełko "Zimna Woda",
które według niektórych miało właściwości
lecznicze.
Targoszów podczas
wojny
Nie był to łatwy okres dla każdego. Choć działania
wojenne miały miejsce daleko od Targoszowa, to już skutki okupacji
dotknęły mieszkańców. Na początku wojny część mężczyzn
została zmobilizowana do wojska. W niektórych domostwach
zostały tylko kobiety i dzieci. Tam sytuacja była ciężka.
Niektórzy zostawali, inni zaś uciekali. Po wojnie wiele z
tych osób powróciło, po niektórych
ślad zaginął. Na początku wojny przez Targoszów przewijało
się wielu ludzi uciekających z zachodu, głównie z okolic
Żywca. Ludzie bali się. Wielu chowało się po piwnicach, a nawet po
lasach. Każdy myślał o tym by przetrwać ten okres i by żyć jak
najnormalniej. Mieszkańcy pomagali sobie nawzajem, pomagano
również obcym, którzy pojawiali się w
Targoszowie. W wielu domach pełno było ludzi, a największym problemem
stawało się ich wyżywienie. Niemcy poodbierali gospodarzom większość
posiadanych zwierząt, głównie koni. Bez konia znacznie
ciężej obrabiało się ziemię. Zabierano również krowy. Jak
ktoś posiadał dwie, to jedną odbierano, a w zamian dostawało się, jak
później okazywało się, nic nie znaczący papier. W
Targoszowie nie osiedlono niemieckich osadników -
rolników, tzw. "bauerów" ze względu na kiepskie
ziemie, jednak już w Krzeszowie domy i pola po wysiedlonych Polakach
zajmowali przybyli z Niemiec "bauerzy". Niemcy przebywali w schronisku
na Leskowcu. A gdy wojna miała się ku końcowi swe mundury zostawili u
jednego z gospodarzy i ubrani w cywilne ubrania uciekli na
zachód. Nie dziwiło to nikogo, bowiem również
wśród miejscowych pojawienie się Rosjan budziło powszechny
popłoch. Rosyjscy żołnierze kradli, z domostw zabierali cenne rzeczy,
m.in. zegarki, raczyli się alkoholem i za baby się brali. Nie tego
spodziewano się po wyzwolicielach....
Targoszów po wojnie
Gdy zapytaliśmy jak wyglądało życie po wojnie, to
usłyszeliśmy, że dobrze było. Ludzie nie narzekali na wszystko tak jak
dziś, a życie toczyło się często z dnia na dzień, bez pośpiechu i
zbędnych stresów. A dlaczego było dobrze? Bo ludzie byli dla
siebie lepsi i starali się żyć dobrze. Może to niewiele, ale już
wystarczało by być zadowolonym z życia. Przyjrzyjmy się życiu po wojnie.
Wśród zajęć nadal dominowało rolnictwo i
hodowla. Gdy gospodarz uchował jakieś zwierzę, to go mógł je
sprzedać, a jak sprzedał to oczywiście mieli za to pieniądze i to jak
na ówczesne czasy niemałe. W skupie odbierano mięso i
wypłacano pieniądze, a za oddanie świni dodatkowo dostawało się paszę.
Bydło i trzodę wieziono do skupu w Lachowicach lub Suchej. Było to
opłacalne, więc i w każdym z gospodarstw nie brakowało bydła i trzody.
Uprawa roli nie należała do najłatwiejszych zajęć. Większość prac
wykonywało się ręcznie. Kto miał konia, mógł liczyć na małą
mechanizację pracy, ale niektóre z prac i tak wymagały pracy
rąk: sadzenie ziemniaków, ruszanie, okopywanie, wykopywanie,
koszenie łąk i praca przy sianie, żniwa, młocka... W Targoszowie jednak
ludzie pomagali sobie wzajemnie, zwłaszcza przy młocce i kopaniu
ziemniaków.
Praca w polu nie była jednak głównym
źródłem utrzymania. Niemal każdy pracował w lesie: kobiety
pracowały przy zalesianiu i czyszczeniu lasu z gałęzi, chrustu,
odpadów, mężczyźni ścinali drzewa, a kto miał konia to
drewno zrywał i woził do tartaku w Suchej albo do stacji PKP w
Lachowicach. Las dawał również pracę dzieciom. Latem
zbierały one maliny, czernice, borówki i sprzedawały w
skupach i leśniczówce. Za zarobione pieniądze kupowały dla
siebie książki i zeszyty.
W sklepach i na jarmarkach sprzedawano jajka. Na tych
ostatnich zbyt znajdowały również wyrabiane wieczorami po
domach wyroby z drewna: wanny, maśniczki, grabie, beczki... A wieczory
oczywiście nie rozjaśniała żarówka, lecz poczciwa
karbidówka lub lampa naftowa. To właśnie przy niej mężczyźni
wykonywali przedmioty z drewna, kobiety skubały pierze, a dzieci uczyły
się do szkoły.
W dzień wolny oczywiście obowiązkowe było wyjście na
mszę świętą do kościoła w Krzeszowie. A po mszy... różnie to
bywało. O ile droga do kościoła była krótka, to
powrót często się znacząco wydłużał. Co sobotę, lub dwie
Związek Młodzieży Wiejskiej organizował wieczorami w Targoszowie
festyny z orkiestrą. Była beczka piwa i zabawa do samego rana. Dzieci
ze szkoły podstawowej chodziły do krzaków by podpatrzeć na
festyn. Na ogół kończyło się to przesłuchaniem przez
kierownika szkoły - Kasprzyka i niemal gwarantowaną dwóją w
dzienniku.
Dla mieszkańców Targoszowa ważne było
obchodzenie świąt. Święta kościelne, podobnie jak pory roku wyznaczały
rytm życia na wsi. Poza obowiązkową wizytą na mszy świętej w kościele,
w trakcie świąt pamiętano o wielu tradycjach. W Święta Bożego
Narodzenia dzieci i młodzież chodziła z szopkami. Przebrani byli za
Heroda, diabła, anioły i turonie. Ci, którzy umieli grać
chodzili z instrumentami. Na Niedzielę Palmową wszyscy przygotowywali
palmy, które po poświęceniu przechowywano w domu. Palma
miała chronić dom przez cały najbliższy rok, m.in. przed burzami. W
Poniedziałek Wielkanocny chodzili przebierańce, którzy od
ludzi zbierali. Były to grupki 4-5 osobowe. Oczywiście w ten dzień nie
mogło zabraknąć chłopaków z wiadrami, którzy
czekali tylko by móc wylać zawartość wiader na miejscowe
panny.
No i jeszcze jedno wspomnienie. Wydarzenie,
które pamięta każdy starszy Targoszowianin - wizyta Karola
Wojtyły w Targoszowie. Gdy był on jeszcze biskupem, podczas wizytacji
krzeszowskiej parafii odwiedził Targoszów. Wszyscy pamiętają
jego modlitwę przy kapliczce na Sikorówce i spotkanie w
salce katechetycznej. Czy ktoś wtedy mógł przypuszczać, że
gość, który ich odwiedził zostanie papieżem....
Informacje opracowane na podstawie
wypowiedzi: Józefy Bargiel,
Józefa Bargla, Stanisławy
Góral, Anieli Targosz
Niniejsza strona została
zrealizowana przy wsparciu Wspólnoty Europejskiej w ramach
Programu MŁODZIEŻ. Treści tego projektu niekoniecznie odzwierciedlają
stanowisko Wspólnoty Europejskiej, czy Narodowej Agencji i
instytucje te nie ponoszą za nie odpowiedzialności.
na
początek/strona głowna/kontakt
Strona
administrowana przez Babiogórskie Stowarzyszenie "Zielona
Linia"